Ból i cierpienie na świecie – dlaczego istnieją?
Myślę, że każdy człowiek, prędzej czy później, zadawał sobie to pytanie. Od setek lat, cywilizacja Ziemian pogrążona jest w nieustannym przeżywaniu bólu i cierpienia. Dlaczego stało się to naszym wspólnym udziałem?
Oczywiście odpowiedź jest (jak zwykle) bardzo prosta: z braku miłości. Ale może też być bardziej skomplikowana, bo przede wszystkim oznacza brak miłości do samego siebie. A sam ten fakt komplikuje to zjawisko maksymalnie. Dlaczego? Ponieważ nie nauczono nas kochać samych siebie. Mamy kochać i wypada kochać wszystkich wokół nas, ale nas samych już niekoniecznie!!! Dlatego nieustannie (każdego dnia) zdradzamy samych siebie, powodując tym samym ból i cierpienie w naszych kolejnych wcieleniach.
Dlaczego to robimy? Bo przychodząc na Ziemię, zapominamy o nas samych. Zapominamy o tym, że jesteśmy JEDNOŚCIĄ, że jesteśmy jednocześnie STWÓRCĄ i STWORZENIEM! Popadamy w iluzję oddzielenia. Oddzielenia od JEDNI, czyi Źródła Wszystkiego, co Jest!
Co gorsza przestajemy zdawać sobie sprawę z tego, że w całym kosmosie, wszechświecie i jakiejkolwiek innej przestrzeni (wymiar, plan, gęstość etc.) jest tylko jedna doświadczająca istota – niech będzie, że dla uproszczenia nazwiemy ją Bóg. Tak, to Bóg doświadcza tego, co stworzył w tzw. materii – pod postacią miliardów stworzeń na miliardach planet w nieskończonym kole samotworzenia i ewolucji. Innymi słowy: nie ma tu nikogo innego poza Tobą samym.
A teraz pomyśl, że Ty i tylko Ty robisz sobie te wszystkie straszne rzeczy, które są pełne bólu i cierpienia … Czy to nie zakrawa na masochizm?
Ale idąc tym tropem dalej: czy uważasz, że Bóg jest masochistą? Masochista to przecież człowiek, który znajduje przyjemność w zadawaniu cierpień samemu sobie! Czy wg Ciebie, Bóg kocha cierpienie?
I tutaj niestety, sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, bo np. katolik odpowie twierdząco: tak, mój Bóg wymaga ode mnie cierpienia, kiedy jest ONO dla mnie niezbędne.
Niezbędne? W jakim sensie? Jak cierpienie może być komuś niezbędne?
Otóż TAK, biblijny Jahwe (tzw. „Najwyższa Istota” chrześcijaństwa), wymaga od swoich wyznawców, nieustających cierpień jako dowód umiłowania swojego jedynego bóstwa.
Nie wierzysz? A pamiętasz historię Hioba? Tego, który stracił wszystko w imię miłości do Jahwe? A przypowieść o Abrahamie i Izaaku? Całkowicie niemoralne żądanie Jahwe (od Abrahama), by złożył w ofierze swojego jedynego i ukochanego syna Izaaka?
Takie przypowieści miały na celu zakorzenić w ludziach przekonanie, że Bóg chce, oczekuje, a wręcz żąda od nas bólu i cierpienia, jako ofiary, która prowadzi prosto do niego (w końcu dokładnie tak postąpił jego syn Jezus Chrystus).
Trudno w to uwierzyć? To przeczytaj proszę, co o bólu i cierpieniu mówili „wielcy” tego świata.
Jan Paweł II napisał: „Cierpienia fizyczne, moralne czy duchowe (…) są dla wierzącego doświadczeniem oczyszczającym, które można nazwać nocą wiary.”
Albert Schweitzer mówił: „Być człowiekiem, znaczy podlegać władcy, któremu na imię cierpienie.”
Benedykt XVI twierdził, że życie, w którym nie ma bólu staje się puste, za to dominuje w nim „mroczne poczucie baku sensu i zagubienia.”
Napoleon Bonaparte mawiał, że cierpienie jest więcej warte niż śmierć! Co ciekawie brzmi wobec faktu jego odpowiedzialności za śmierć ponad 3 milionów żołnierzy w tzw. wojnach napoleońskich!
Ja natomiast całkowicie zgadzam się ze słowami wspaniałej pisarki Marii Dąbrowskiej: „Cierpienie nic nie wyzwala. To my się z niego wyzwalamy.” I tu właśnie tkwi „clou” całej sprawy: to nie cierpienie nas rozwija, to my rozwijamy się nie wybierając więcej cierpienia. Dlaczego? Dlatego, mój drogi Przyjacielu, że każda dusza dąży do tego, by okazać/przejawić swoją boskość. Boskość, czyli bycie swoją najlepszą wersją: „(…) najświetniejszą wersją najwspanialszego wyobrażenia o samym sobie”.
Czy nadal uważasz, że Bóg chce dla siebie bólu i cierpienia? Dlaczego Bóg niemiałby kochać siebie najbardziej na świecie? Przecież TYLKO ON ISTNIEJE! Czy myślisz, że trwanie w bólu i cierpieniu przez eony czasu to jest właśnie to, co wybrałby dla siebie Bóg? Dlaczego tak łatwo odbieramy sami sobie prawo do szczęścia? Przecież słyszałeś nieraz, że Bóg jest miłością? Czy w takim razie miłość jest bólem i cierpieniem?
Nie, ból i cierpienie to tło dla ludzkich doświadczeń. Tło, które widzimy, czujemy (np. dzięki empatii), a nawet doświadczamy (raz i wystarczy), ale wcale nie musimy go wybierać. A już na pewno, nie musimy się z nim utożsamiać.
Każdy z nas, jest tu na Ziemi, bo tak wybrał … Wybrał doświadczenie siebie (wysoko wibracyjnej duszy) w tak niskiej wibracji jaką jest matryca zwana Matrixem. Dlaczego miałbyś zrobić coś tak głupiego? To proste: dla zrozumienia kim jesteś! Bo nie można zrozumieć czym jest obfitość i pełnia gdy wszystko wokół Ciebie jest obfitością i pełnią. Nie można zrozumieć czym jest miłość, gdy wszystko wokół Ciebie jest miłością! Nie można zrozumieć czym jest światło, gdy wszystko wokół Ciebie jest światłością.
I tak dalej i tak dalej, w zasadzie to bez końca. Bo nie ma końca … a zarazem wszystko jest początkiem i końcem równocześnie, bo wszystko toczy się w nieskończonej świadomości Źródła w tu i teraz.
Podsumowując: całe cierpienie i ból, które tworzymy na Ziemi, wynika z naszych wyborów, a dokładniej mówiąc z wybierania strachu, a nie miłości. Każda Twoja i moja codzienna decyzja, która nie jest podyktowana miłością, jest umniejszaniem sobie i zaprzeczaniem boskości w nas!
Dlatego teraz, uśmiechnij się i DO DZIEŁA!
Idź wybierać miłość, radość i lekkość – bo tym właśnie jesteś!
Z miłością
Twoja Siostra Dagmara