Dagmara Januszko-Pyzio
Poznaj mnie
Kochana Siostro, Kochany Bracie!
Czy wiesz, dlaczego zwracam się do Ciebie w ten sposób? Bo JESTEM W 100% PEWNA, że wszyscy jesteśmy tym samym: świadomością doświadczającą integracji z materią.
Innymi słowy: Ty jesteś mną, a ja jestem Tobą. A kim jestem jeszcze?
Niewątpliwie, Istotą Światła w ciele człowieka, a moją osobistą kreacją jest Dagmara. Razem prowadzimy Gabinet Rozwoju Samoświadomości we Wrocławiu. Nasza droga do odnalezienia siebie nie była prosta, trwała kilka lat, ale obfitowała w wiele cudownych wydarzeń! Pomogło nam wtedy, wiele wspaniałych istot, a teraz to my … pomagamy innym!
Hm … jak pisać o sobie? Chyba najlepiej zawsze jest zacząć od początku …
Moja historia
droga do źródła
Przyszłam na świat w Polsce (i nadal tu mieszkam) – kraju, który w tamtym okresie zmagał się z tzw. komunizmem. Zapewne moja dusza nie wybrała tego czasu przez przypadek! Nasz kraj wielokrotnie zmagał się z zasadami życia wg różnych, dziwnych systemów, takich jak: feudalizm, socjalizm czy kapitalizm. ZAWSZE (przynajmniej wg oficjalnie obowiązującej historii) jakiś „wielki brat” nadzorował to, co działo się w życiu Polaków na co dzień. W końcu uczucie bycia kontrolowanym to coś, co przeciętny człowiek „wypija z mlekiem matki”. Kontroluje Cię państwo/rząd, jego narzędzia w postaci policji, wojska czy urzędu skarbowego, a wreszcie Twoi rodzice, Twój partner/partnerka czy np. Twój bóg/Twoja religia! Na stały monitoring (żeby nie powiedzieć inwigilację) zgadzamy się podczas codziennego korzystania z mediów społecznościowych, czy też osobistych smartfonów (o komputerach nie wspomnę).
Na szczęście poziom kontroli moich rodziców wobec mnie nie był wysoki (miałam dobre porównanie z rówieśnikami). Byłam dzieckiem kochanym (aczkolwiek bitym!) i miałam dość dużo swobody (oczywiście w granicach tzw. rozsądku). Będąc już w szkole podstawowej, zastanawiałam się, dlaczego w wiadomościach telewizyjnych i prasie jest tak dużo „złych” informacji o „złych” ludziach i wydarzeniach? Pytałam siebie i innych, dlaczego nie chwalimy i nie mówimy o tym, co stało się „dobrego” i kto tego dokonał? No cóż, zawsze lepiej manipuluje się ludźmi, którzy „w głębi duszy” są przekonani o swojej winie i grzechu (zwłaszcza tym pierworodnym). Niestety wtedy tego nie rozumiałam, tak jak większość ludzi wokół mnie …
Przez pierwszych 14 lat mojego życia wychowywałam się na wsi i dawało mi to niesamowitą frajdę i radość (płynącą z bliskości natury). Niestety, moje na ogół, szczęśliwe dzieciństwo zakończyło się nagle spaleniem mojego rodzinnego domu, a w rok później dość nagłą śmiercią mojego taty. W efekcie tego nastąpiła przeprowadzka i zamieszkałam w niewielkim, ale wiekowym miasteczku. Stamtąd codziennie dojeżdżałam do szkoły średniej w prawdziwej metropolii, jaką jest stolica Dolnego Śląska. Przy okazji, podczas szkolnych praktyk poznałam świat dziennikarstwa, by dość dobitnie uświadomić sobie, że nie chcę ani tak żyć, ani tak skończyć.
Studia spędziłam w Warszawie, ale po nich wróciłam do swojego miasteczka, by po 5 latach ostatecznie zamieszkać we Wrocławiu.
Od kiedy pamiętam stawiałam dziwne i bezczelne pytania, byłam pyskata i miałam ogromne pragnienie wolności. Nie rozumiałam też, co tutaj robię, po co w ogóle żyję i zastanawiałam się czy moja przyszłość jest z góry opisana w gwiazdach. Typowe rozterki wieku nastoletniego 🙂
Studia były dla mnie okresem prawdziwych wyzwań i nawiązywania wielu relacji. Przez 3 lata mieszkałam w akademiku, którym zarządzały siostry zakonne Sacre Coeur. Obok klasztoru i naszego akademika był kościół prowadzony przez bardzo ciekawego, młodego wiekiem księdza (spowiednika sióstr), który regularnie wyjeżdżał w całkowicie świeckim ubraniu (tzn. incognito) na różnego rodzaju spotkania/imprezy i równie regularnie przysypiał w czasie prowadzenia mszy świętej (zwłaszcza tej koncelebrowanej). Czas spędzony w tamtym miejscu uświadomił mi jak wygląda codzienność kobiet, które oddały swoje życie bogu i dogmatom wiary. Wiary, która zażądała od nich bezwarunkowego posłuszeństwa, ślepego wręcz oddania sprawie oraz kompletnej negacji odczuwania własnych potrzeb. Kiedy patrzę na moje przeżycia z tamtego okresu mam nieodparte wrażenie, że była to dla mnie mocna lekcja na mojej osobistej drodze do wolności. Coś na zasadzie: nie docenisz światła, dopóki nie doświadczysz ciemności.
Po studiach rozpoczęłam pracę w administracji samorządowej. Byłam aktywnym uczestnikiem wprowadzania lokalnej społeczności w meandry prawa wspólnoty Unii Europejskiej i zjawiska tzw. zrównoważonego rozwoju. Ta praca pokazała mi jak bardzo my – ludzie jesteśmy ze sobą powiązani na poziomie podświadomym oraz jak dużo dobrego możemy zrobić dla siebie nawzajem, kiedy tylko działamy z czystą intencją, płynącą prosto z Serca. W tzw. międzyczasie wyszłam za mąż i przeprowadziłam się do Wrocławia, a wkrótce potem zmieniłam również miejsce pracy. Przez kolejne 5 lat pracowałam w szkole wyższej, zajmując się projektami finansowanymi ze środków Unii Europejskiej. To był okres nieustającego stresu (zwłaszcza po „awansie” na kierownika działu) w rzeczywistości, która całkowicie nie pasowała do moich wcześniejszych wrażeń nt. uczelni oraz kadry akademickiej. Będąc trybikiem w machinie publicznej szkoły wyższej, boleśnie przekonałam się, jak bardzo „pieniądz rządzi światem” i co chciwość robi z człowieka. To tam uświadomiłam sobie, jak okropnie marnowane są środki finansowe, które mogłyby przecież pomóc tzw. „grupom docelowym” oraz jakie intencje przyświecają autorom większości projektów unijnych ukierunkowanych na rozwój „kapitału ludzkiego”. Tam też przestrzeń ukazywała mi (z ogromną wyrazistością), że powinnam zająć się czymś innym … I wtedy zostałam mamą!
A macierzyństwo (w końcu!) całkowicie zmieniło mój sposób myślenia, skłaniając mnie do otwarcia umysłu i poszukiwania innych rozwiązań dla pojawiających się „problemów”, niż te, którymi operowałam dotychczas.Bycie mamą, zapoczątkowało serię zdarzeń, które doprowadziły mnie do obecnego „tu i teraz”. W czasie urlopu wychowawczego przekwalifikowałam się i skończyłam studia podyplomowe z zakresu dietetyki. Ale zanim zdobyłam kolejny, akademicki dyplom, trafiłam na intensywne kursy z Tradycyjnej Medycyny Chińskiej. I to był właśnie mój początek „pracy z energią”.
Dzięki TMC dowiedziałam się jak energia porusza się w ciele człowieka oraz niejednokrotnie przekonałam się jak ważny jest jej prawidłowy obieg dla jego zdrowia. Skutkiem tego, było moje spotkanie z medytacją (której nigdy wcześniej nie praktykowałam) oraz szybkim osiąganiem stanu relaksacji (pracy mózgu w stanie alfa), czego nauczyłam się podczas kursów samodoskonalenia umysłu metodą Jose Silvy. Odkrycie medytacji dynamicznej (czyli takiej, w której osoba medytująca jest aktywna, a nie pasywna – czyli jest kreatorem) otworzyło mi drzwi do świata, o istnieniu którego nie miałam „bladego pojęcia”! Wtedy właśnie rozpoczął się mój rozwój duchowy, chociaż daleka jeszcze byłam od tego, by tak go nazywać. Potem, pewien niecodzienny splot nieprzypadkowych zdarzeń doprowadził mnie do warsztatów pn. „Wejście do Kroniki Akaszy”, które prowadziła autorka książek Gabrielle Orr. To było dla mnie odkrycie na miarę Kolumba i jego Ameryki.
Ćwiczenia i medytacje prowadzone przez Gabrielle Orr w grupie ponad 100 osób – to była niesamowita przygoda! Energia grupy była wręcz namacalna! Prawdziwa „rzeź niewiniątek” … Na szczęście (dzięki prowadzeniu przez moją kochaną Nadświadomość) w miesiąc po zakończeniu kursu z kronik Akaszy, całkowicie „przypadkowo” trafiłam w sieci na stronę Iwony Sicińskiej, terapeutki i szamanki z Łodzi. Gdy zaczęłam czytać program zajęć jej autorskiego projektu pt. „Szamańska Szkoła Życia”, byłam pewna, że MUSZĘ wziąć w niej udział.
Przez rok czasu, poznawałam całkowicie nowe dla mnie sposoby zgłębiania własnego ja, oczyszczania podświadomości oraz integracji z Nadświadomością. Przez kolejny rok intensywnie wykorzystywałam poznane narzędzia, pracując ze swoim „wewnętrznym dzieckiem” oraz Nadświadomością.
Była to dla mnie prawdziwa „szkoła życia” … W tym czasie, odkryłam jak często dzisiejsze techniki stosowane w rozwoju duchowym łączą ludzi z tzw. astralem (o czym możesz poczytać TUTAJ), powodując jeszcze większe ich uwikłanie w karmiczną iluzję, a przy okazji drenując ich z energii życiowej. Dzięki Iwonie, przestałam pojmować otaczającą mnie rzeczywistość tylko i wyłącznie umysłem, a zaczęłam ją kreować dzięki połączeniu z Sercem i Źródłem Wszystkiego, co Jest!
Kiedy zakończyłam „Warsztaty z Oświeconego Serca” jako świeżo upieczona posiadaczka MER-KA-BY, zaczęłam stosować (prawie codziennie) medytację w świętej przestrzeni Serca.
To był kolejny kamień milowy na mojej drodze do przebudzenia … Potem były jeszcze zaskakujące wnioski nt. pracy z rodem i ustawień Hellingera. A następnie roczny kurs z dziedziny Biologii Totalnej i Recall Healing (uzdrawianie przez uświadamianie).
Pracowałam wtedy w ogólnopolskiej sieci poradni zdrowia, w której m.in. pomagałam ludziom w pozbywaniu się z ich wewnętrznego życia różnego rodzaju pasożytów. Ta praca wymagała dużego zaangażowania z mojej strony, przez co miałam wrażenie, że nie jestem w stanie prawidłowo wykorzystać wszystkich poznanych przeze mnie technik i narzędzi (takich jak np. EFT, czyli tapping) do wprowadzania zmian w mojej podświadomości.
Pamiętam jak dziś, że poskarżyłam się mojej Nadświadomości: „No, ale jak chcesz żebym dalej pracowała duchowo, to zrób coś, bo zwyczajnie nie mam na to czasu!” I mniej więcej tydzień później nadeszła „pandemia”, wprowadzono twardy lockdawn i nasze poradnie zostały zamknięte z dnia na dzień. Ja dzięki temu zyskałam mnóstwo czasu na pracę własną i w końcu bycie z rodziną na co dzień, a nie tylko w weekendy. Okres „plandemii” wspominam wspaniale … w końcu codziennie mogłam przebywać na łonie natury (tyle ile chciałam) i poświęcać swoim eksperymentom mentalno-duchowym, maksymalnie dużo czasu. Moje dzieci były obok mnie (szczęśliwie bawiąc się w błotku), a ja np. robiłam 21 dniowy tapping na obciążenia rodowe (często pracując nad 2-3 wątkami na raz). To był wspaniały i oczyszczający czas, dla mnie prawdziwe KATHARSIS. Będąc już wtedy dość zaawansowaną w swej wiedzy „szamanką” oraz pokorną uczennicą Biologii Totalnej nie odczuwałam prawie żadnego strachu przed tzw. wirusem.
Cały okres medialnej walki z COVIDEM był dla mnie jeszcze jednym, niezwykle przebudzającym doświadczeniem. Po kolejnym rządowym „luzowaniu obostrzeń”, postanowiłam wraz z 2 koleżankami otworzyć własną poradnię zdrowia pn. „FENIKS – przystań zdrowia i odnowy”. Rok później, poczułam jednak, że jestem gotowa do całkowicie samodzielnej pracy z drugim człowiekiem.
I tak powstał w 2021 r. mój/nasz Gabinet Rozwoju Samoświadomości do którego SERDECZNIE CIĘ ZAPRASZAM!